Cantucci to ciastka, które w moim domu mają wyjątkowe miejsce. Ba! Mają nawet swoje pudełko. I lepiej, żeby było nimi wypełnione. Inaczej jest lament, płacz i marudzenie. 😉 W końcu to ciastka idealne do kawy. W dodatku cudownie chrupiące.
Moje pierwsze cantucci były z paczki. Włoskie niby, ale z paczki. Smakowały mi bardzo. Ale pojawiła się też myśl, że to musi być naprawdę proste do zrobienia. I tanie (w Almie cena tych prostych ciastek potrafi przekroczyć 100 zł/kg!) Poszukiwanie przepisu idealnego i dostosowanie go do naszych upodobań nie zajęło mi wiele czasu. Teraz robię cantucci niemal z zamkniętymi oczami. W dodatku z podwojonej ilości składników, bo mają już swoich stałych wielbicieli, których nie sposób nimi nie obdarować.
Składniki:
- 500 g mąki (+ garść mąki do podsypywania)
- 300 g migdałów
- 200 g cukru
- 100 g masła
- 4 jajka (3 do ciasta, 1 do smarowania)
- skórka z 1 cytryny
- szczypta soli
- 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
Sposób przygotowania:
1. Migdały siekamy. Albo wrzucamy do malaksera lub innego cudownego urządzenia, które delikatnie rozdrobni migdały, ale nie zamieni ich w proszek.
2. Wszystkie sypkie składniki wrzucamy do miski na tyle wygodnej, żeby móc w niej wymieszać ciasto. Dorzucamy roztrzepane jajka (3), skórkę cytrynową, rozpuszczone masło oraz migdały i mieszamy. Ciasta nie trzeba wyrabiać, wystarczy połączyć składniki. Ciasto ma odchodzić od ręki, więc jeśli się klei – podsypujemy je mąką (po to ta dodatkowa garstka).
3. Z ciasta formujemy wałki takie jak na zdjęciu. Ich wielkość tak naprawdę zależy od tego jak duże ciastka chcemy uzyskać. Pierwotny przepis zakładał uformowanie 4 wałków o długości standardowej blachy piekarnika. Ja robię ich 5–6. Ważne żeby były podobnej grubości. Wałki lekko spłaszczamy i układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce zachowując odstępy (podczas pieczenia ciasto urośnie). Każdy wałek smarujemy roztrzepanym jajkiem. Wkładamy blachę do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy ok. 30 minut.
4. Po upływie pół godziny wyciągamy nasze wałki z piekarnika. Kroimy ukośnie na kromki o grubości ok. 1 cm. Co prawda rozsądek nakazywałby zaczekać aż wystygną, ja jednak nie mam na to nigdy czasu i jakimś cudem nie udało mi się jeszcze poparzyć. Kroję wałki na kromki jeszcze gorące.
5. Kromki należy ułożyć na tej samej blasze, wyłożonej tym samym papierem do pieczenia, na którym leżały wałki. Wkładamy je do piekarnika na ok 15–20 minut. Wyciągamy. Przewracamy na drugą stronę. Wstawiamy na kolejne 15–20 minut. I gotowe.
1. Migdały kupujemy zwykłe, w brązowych skórkach i absolutnie nic z tymi skórkami nie robimy. Nie parzymy, nie obieramy. Jedynie siekamy migdały na mniejsze kawałki. W zupełności wystarczy, jak każdy migdał przekroimy na pół.
2. Moje pierwsze próby z cantucci wyglądały w ten sposób, że do wymieszanego ciasta na koniec dorzucałam migdały. I uwierzcie mi, mieszanie tego ręką nie jest przyjemnym zajęciem. Migdały wypadają, nie chcą się wmieszać, trzeba się namęczyć. Okazało się jednak, że dużo łatwiej jest, gdy migdały wrzucimy do sypkich składników razem z jajkami i masłem. Wymieszanie zajmuje dosłownie moment i jest mniej męczące.
3. Odstępy pomiędzy surowymi wałkami z ciasta na blasze powinny być co najmniej 2-centymetrowe. A to dlatego, że ciasto urośnie. A jak nie zrobimy odstępów, to się poskleja.
4. Nikogo nie nakłaniam do krojenia ciasta na kromki na gorąco. Jeśli macie czas – zaczekajcie aż ciasto wystygnie. Nie ma to jednak wpływu na smak czy wygląd ciastek, jedynie zajmuje więcej czasu. Dla mnie jedyna niedogodność jest taka, że po każdym wałku muszę naostrzyć nóż, bo strasznie szybko robi się tępy.
5. Podczas krojenia wałków ciasto się kruszy (im ostrzejszy nóż tym mniej). Zazwyczaj są to okruchy upieczonego, choć bladego ciasta. Nie wyrzucam ich nigdy. Zawsze mam zamiar wykorzystać je do zrobienia deseru na bazie musu owocowego i jogurtu, do posypania lodów lub dodania do płatków. Jednak na zamiarze się kończy, gdyż nawet okruszki znikają w zadziwiająco szybkim tempie…
6. W wielu przepisach zaleca się aby pokrojone już cantucci smarować z obu stron roztrzepanym jajkiem. Tym samym, którym smaruje się wierzch wałków. Robiłam tak kilka razy i stwierdzam, że nieposmarowane są jednak delikatniejsze i bardziej kruche.
7. Czas pieczenia pokrojonych kromek jest sprawą indywidualną. Zależy od tego jak duże i jak grube cantucci macie. Stąd też mój wybór 5–6 wałków z ciasta zamiast 4. Im mniejsze, tym krócej się pieką. Ważne jest, aby wiedzieć, jaki efekt chce się uzyskać. Cantucci mają być suche, twarde i chrupiące. Takie słodkawe suchary. Nic się w środku nie może ciagnąć. Dlatego też zdarzyło mi się dodatkowo podpiekać cantucci po wystygnięciu, gdy okazywało się że w środku są jeszcze odrobinę wilgotne. Nie polecam jednak termoobiegu, gdyż to najprostsza droga do spalenia ciastek.
8. Cantucci to z założenia ciastka do długiego przechowywania. Szczelnie zamykane pudełko lub puszka i cantucci może przetrwać nawet kilka miesięcy. Nie sądzę jednak żeby kiedykolwiek było mi dane sprawdzenie tego. W moim domu cantucci znikają błyskawicznie.