To naprawdę są produkty, których nie ma. Przynajmniej w Polsce. Przynajmniej oficjalnie, bo można trafić, tak jak my, na importera, który za przesadnie wysoką cenę sprowadzi nam zagraniczne produkty do Polski. My trafiliśmy na nie zupełnie przypadkowo w jednej z krakowskich galerii. Wybór był tak ogromny, że nie wiedzieliśmy na co się zdecydować. Ceny trochę rozbawiły (no dajcie spokój, w Polsce płacić 6 zł za colę w puszce?) Ale spróbować warto.

Może jestem za stara, a może za młoda, ale gwiazdki Milky Way kojarzę tylko z internetowych utyskiwań na ich brak. Kompletnie nie pamiętam ich z dzieciństwa. Dlatego też moja ręka nie powędrowała w ich stronę, chociaż były w jej zasięgu. Inaczej jest już z Reese’s. One też nie kojarzą się z dzieciństwem, ale strasznie chciałam spróbować tak wychwalanego połączenia masła orzechowego z czekolada. I co? I dupy nie urwało. Serio. Masło orzechowe – dobre, czekolada – dobra. What’s not to like? – powiedziałby Joey z Przyjaciół. Ale ogólnie szału nie ma, więc nie będę darła włosów z głowy, że w osiedlowym sklepie tego nie kupię. Od biedy można czekoladę posmarować masłem orzechowym i wyjdzie na to samo. Albo i nie na to samo, bo czekoladę bez trudu można kupić lepszą.

Kontynuując narzekanie na zagraniczne specjały: napoje też wypadły słabo. Wanilii w coli nie czuję, pewnie dlatego, że od lat używam prawdziwych lasek wanilii, więc sztuczne aromaty do mnie nie przemawiają. Z kolei wiśniowy 7Up przypomina w smaku oranżadkę w proszku. Jakieś 20 lat temu sprzedawali takie w foliowych woreczkach z plastikową łyżeczką w komplecie. Co prawda nigdy nie udało mi się jej rozpuścić, zawsze jadłam ją na sucho, doprowadzając do szału mamę, której nie podobało się , że od nosa po brodę umazana byłam na czerwono. I własnie ten smak mi się przypomniał. Krótko mówiąc, wiśniowy 7Up ujdzie, ale tylko przez to wspomnienie. Bez niego czułabym tylko paskudną chemię. Wiśniową co prawda, ale jednak chemię.

Na koniec Arizona (przypadkiem nie nazywało się tak tanie wino?) Ma ładną, stylizowaną na japońską puszkę, ale na tym plusy się kończą. Zawartość smakuje jak rozpuszczona granulowana herbatka instant posłodzona miodem. Nic specjalnego.

Znając naszą ciekawość, pewnie spróbujemy też innych produktów, które w Polsce są trudno dostępne. Ale póki co, zawód na całej linii. O wyższości domowego sernika nad sklepowymi specjałami nawet nie ma sensu się rozwodzić, ale jak mnie najdzie ochota na batona lub gazowany napój, bez żalu zaopatrzę się w najbliższym sklepie. No i zapłacę zdecydowanie mniej. 🙂

Wyglądają fajnie, ale smak nie powala

Wyglądają fajnie, ale smak nie powala